sobota, 29 czerwca 2013

Anioly.


Kiedyś małe dziecko, trochę smutne, podeszło do mnie i spytało się, czy wierze w dobre anioły, które się nami opiekują.
Patrząc na to, ze rozmawiam z małym chłopcem to mówię, ze wierze.
Ale co myślę? No właśnie, w co ja wierze? Na pewno wierzyłam w ludzi, w moc rozmowy, swoją drogą uwielbiam rozmawiać, nieraz doświadczyłam, jak rozmowa uzdrawia złe emocje. 
Wierzyłam w to, co ktoś mi kiedyś powiedział i obiecał. Jak zawalił, nie obrażałam sie i usprawiedliwiałam go. Jakoś zrozumiałam i wybaczyłam. A teraz wszystko sie zmieniło, nie potrafię być już naiwna i łatwowierna.. Troszeczkę trudniej wierzyć w to, co nieudowodnione. Dlatego trudno wierzyć w anioły. Bo czemu mamy w nie wierzyć, skoro wokół dzieje sie tyle zła, cierpienia, kłamstw, a tak mało radości?
Chciałabym wierzyć w anioły. Z wiarą żyć łatwiej..A może czasem myślę, że one są?

wtorek, 25 czerwca 2013

Czas leczy rany?

Ile razy ktoś Ci powtarzał, ze czas leczy rany, ze zapomnisz o osobie, której Ci tak cholernie brakowało?
Bzdura...Czas wcale nie leczy ran. To tylko przyzwyczajenie, ze nie ma już tej osoby, którą darzyliśmy uczuciem.
Rozum przyzwyczaja się do braku tych osób. Nie potrzebujemy ich głosu, zapachu, niczego.. Jest całkiem inaczej, inne słowa i przyzwyczajenia.
O ludziach, których darzyliśmy zaufaniem, miłością i ciepłem nigdy nie zapominamy.. Oni tam są, w głowie..wszędzie. Są ważnym elementem naszego życia, wspomnień. Przywołujemy ich w myślach. A wtedy to sami się do siebie uśmiechamy, choć w środku rozwala nas na najmniejsze cząsteczki jakie istnieją, bo wiemy, że to nie wróci...







Cos sie sypie. Ktoś się kłóci. Ktoś się czepia. Ktos przychodzi. Ktoś odchodzi. Ja zostaje.

środa, 19 czerwca 2013

Zaufanie..



Nie rozumiem, co kieruje ludźmi, że potrafią dać komuś drugą szanse. Ten poziom depresji, strach przed samotnością, zmianą w naszym życiu..
Dajmy przykład.

Spotyka się dwoje ludzi, zaczynają ze sobą spędzać coraz więcej czasu. Chodzą na spacery, kina czy teatru.. Obdarzają się zaufaniem..no i w końcu się zakochują.
I nagle co sie dzieje? Jedna osoba po prostu wszystko rujnuje.. to zaufanie, które przez długi czas budowali.

A później co? dostaję drugą szansę. Ożeszkurnatyjegomać!

Czy potrafisz zapalić tą samą zapałkę?

Druga szansa zazwyczaj kończy się dokładnie tak jak pierwsza. Tamtego nie odzyskasz i nie cofniesz. To już nie będzie prawdziwe szczęście. No chyba, że jesteś osobą zaślepioną i nic Ci nie przeszkadza..
To jest Strach, to on nie pozwala na zmianę tego, do czego się przyzwyczailiście.  


niedziela, 16 czerwca 2013

Nick Vujicic

Nick Vujicic – żywy dowód na to, że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych.Choć nie ma rąk, objął miliony ludzi. Choć nie ma nóg, przemierzył setki kilometrów, by to zrobić.Choć jego niepełnosprawność jest nie do ukrycia, radzi sobie w świecie lepiej niż niejeden w pełni zdrowy człowiek.Jest kimś więcej, niż silnym człowiekiem pokonującym swoje ograniczenia, więcej niż świetnym mówcą motywacyjnym. Nick jest cudem. Tak jak uczy na swoich spotkaniach: „Jeśli nie doświadczasz cudu, sam stań się cudem”.

A to jest moje najlepsze 20 minut spędzonych na youtube 'Cyrk motyli'.
 

Jeszcze to..



                                                                Pioosenka <3




piątek, 14 czerwca 2013

Kilka pytan


Czy my jesteśmy idealni? Czy naprawdę zawsze i wszędzie bywamy mili i uprzejmi? Czy nie mamy żadnych wad, słabości i kłopotów? Czy zawsze postępujemy dobrze, by nikogo nie skrzywdzić? Czy nie życzymy innym źle, czy nie jesteśmy zazdrośni, czasem tak bardzo, ze myślimy 'dlaczego on ma dobrze, a nie ja?'
Czy naprawdę tak nam to przeszkadza-czyjeś szczęście? Dlaczego oczekujemy pomocy od innych, jak sami nie potrafimy pomóc..Czy nie mamy w sobie czasem tyle złości, ze obrażamy innych po to, by sobie ulżyć?
Czy nie ukrywamy prawdy o sobie, by nie być obiektem plotek?
Ale i tak pewnie większość z nas uważa, ze "ja" jestem idealny, najlepszy, nigdy się nie mylę i wszyscy powinni mnie słuchać...bo reszta to jakaś banda cieniasów..

Każdy daje innym to,...
Któregoś dnia bogacz widząc biedaka, wręczył mu koszyk śmieci.
Biedak zabrał koszyk i odszedł.
Następnego dnia bogacz zastał biedaka pod swoimi drzwiami.
Biedak wręczył mu jego koszyk wypełniony kwiatami.
Bogacz spytał go:
- Dlaczego dajesz mi kwiaty, skoro ja dałem ci śmieci?
Biedak odpowiedział :
- Każdy daje innym to, co ma we własnym sercu.


 Potęga słów.

http://www.youtube.com/watch?v=tnE7qz5GUFY

środa, 12 czerwca 2013

Hipokryzja..

Może i dziwnie zabrzmi, ale nie chce, żeby ktoś kiedyś, kto mnie nie lubi, po mojej śmierci przyszedł na mój pogrzeb..I nie chce, żeby ta osoba tam stała, wśród autentycznych żałobników. Będzie robić smutną minę i fałszywie żałować tego co się stało. Nie chcę, by osoby, które mnie ośmieszają, obgadują i nie szanują, były wśród moich bliskich, którzy rzeczywiście żałują.
Teraz jest tak, ze o osobie zmarłej nie mówimy źle, a jeśli mamy tak mówić, to lepiej wcale się nie odzywać.
Ale przecież każdy z nas jest człowiekiem i każdy popełnia błędy. Jednych się lubi, innych nie, z każdym z nas tak jest. Śmieszne jest, kiedy po śmierci człowieka wypowiadają się osoby, które za życia szydziły ze zmarłego, a teraz wychwalają pod niebiosa. Lepiej by zrobiły, gdyby nie mówiły nic. Jeśli ktoś poważnie odczuwa żal, to niech to okaże..ale po co robić z siebie hipokrytę?





wtorek, 11 czerwca 2013

Historyjka..

Dzisiaj pokazuje Wam pewną historię, która krąży po sieci. Jest już raczej znana, ale uznałam, że tutaj również ją napiszę. Mówi o życiu, przemijaniu  i silnych uczuciach pomiędzy ludźmi.
Naprawdę warto przeczytać.
Jest to jakiś wyskok, bo raczej nie wstawiam tutaj historyjek, ale zrobię wyjątek. 
Dobra. Teraz obiecana historia. Miłego dnia.

Kiedy wróciłem tamtego wieczoru do domu, moja żona przygotowywała kolację. Wziąłem ją za rękę, spojrzałem w oczy i powiedziałem: Musimy porozmawiać. Usiadła i po cichu zaczęła jeść posiłek. Po raz kolejny w oczy rzucił mi się ten ból w jej oczach. Nie potrafiłem wycedzić z siebie ani jednego słowa. Ale w końcu musiałem powiedzieć to, o czym tak długo myślałem. Chciałem rozwodu. W końcu to z siebie wyrzuciłem. Ku memu zdziwieniu nie rozpaczała, zamiast tego zapytała o powód.
Starałem się zmienić temat. To ją zdenerwowało. Chlusnęła we mnie wodą ze szklanki i stwierdziła, że nie jestem mężczyzną. Tamtej nocy w ogóle już ze sobą nie rozmawialiśmy. Cały czas płakała. Wiedziałem, że chciała usłyszeć ode mnie co się stała z naszym małżeństwem. Ale nie chciałem dać jej prawdziwego powodu a nic innego mi do głowy nie przychodziło. Straciła mnie na rzecz Jane. Już jej, po prostu, nie kochałem. Było mi jej żal, nic po za tym.
W poczuciu winy, podpisałem wcześniej przygotowany pozew rozwodowy, oddając jej dom, nasz samochód i 30% w akcjach mojej firmy. Rzuciła tylko na to okiem i podarła dokument. Osoba, która poświęciła mi 10 lat życia, stała się nagle zupełnie obca. Żal mi było jej straconego czasu, energii i poświęcenia, ale moja miłość do Jane była zbyt duża, no i kości zostały rzucone. W końcu jej płacz zmienił się w rozpacz, nabrał na sile, czego się spodziewałem. Prawdę mówiąc w tym momencie ulżyło mi. Pomysł rozwodu, który chodził za mną od tygodni, ciążył niczym kamień, w końcu zaczął wydawać się rozsądnym i prawidłowym rozwiązaniem. Utwierdziłem się w tym rozwiązaniu.
Następnego dnia , wróciłem do domu bardzo późno, zobaczyłem ją piszącą coś przy stole. Nie chciało mi się przygotowywać sobie kolacji, więc udałem się prosto do łóżka. Sen zmógł mnie momentalnie, byłem tak wykończony niesamowitym dniem spędzonym z Jane. Kiedy się obudziłem, zobaczyłem ją nadal przy stole, piszącą. Prawdę mówiąc nie obchodziło mnie to, więc obróciłem się na drugi bok i usnąłem.
Nad ranem przedstawiła mi swoje warunki rozwodowe: Nie chciała ode mnie niczego, ale potrzebowała miesiąca czasu, wtedy da mi rozwód. Poprosiła również, że podczas tego miesiąca oboje zrobimy wszystko, żeby żyć ze sobą jak normalniej się tylko da. Jej powód był prosty: Nasz syn miał egzaminy za miesiąc a ona nie chciała, żeby rozpad małżeństwa rodziców wpłynął na jego naukę i wyniki.
To były warunki do zaakceptowania. Ale poprosiła o jeszcze coś. Poprosiła abym przypomniał sobie, jak przeniosłem ją przez próg sypialni w dniu naszego ślubu. Poprosiła, abym każdego dnia w ciągu tego ostatniego miesiąca naszego małżeństwa, niósł ją w ten sposób z naszej sypialni aż pod drzwi wejściowe. Pomyślałem, że jej odbiło. Ale chcąc doprowadzić do końca nasze małżeństwo i rozpocząć życie z Jane, zgodziłem się.
Opowiedziałem Jane o warunkach rozwodowych mojej żony. Śmiała się i powiedziała, że to absurd. Powiedziała również, że bez względu na sztuczki, jakie wymyśli moja żona, w końcu będzie musiała się pogodzić z końcem jej małżeństwa.
Moja żona i ja nie mieliśmy żadnego kontaktu cielesnego od bardzo dawna. Nawet zwykły dotyk był nam obcy. Więc kiedy, po raz pierwszy od dnia naszego ślubu, wziąłem ją w ramiona i przeniosłem z sypialni pod drzwi wejściowe, oboje czuliśmy się nieswojo i niezdarnie. Nasz syn wtórował całej sytuacji oklaskami. Patrzył na nas z uśmiechem i radością. Sprawiło mi to trochę bólu wewnątrz, wiedząc co się stanie za miesiąc. Trzymając ją tak w ramionach przeszedłem 10 metrów, zatrzymując się przed drzwiami wejściowymi. Ona spojrzała na mnie, zamknęła oczy i wyszeptała, abym nie mówił ich synowi o rozwodzie. Kiwnąłem głową, czując wewnątrz jakiś dziwny ból. Postawiłem ją na nogi, po czym pozwoliłem odejść na autobus, którym jechała do pracy. Sam pojechałem do swojego biura.

Drugiego dnia, poszło nam o wiele łatwiej. Wślizgnęła mi się na ręce, opierając się o klatkę piersiową. Zapach jej perfum momentalnie uderzył moje nozdrza. Zdałem sobie sprawę, że przez lata, wiele szczegółów umknęło mi , przestałem patrzeć na nią jak na kobietę. Zauważyłem, że nie była już tak młoda. Jej twarz otaczały zmarszczki, włosy u podstawy posiwiały. Nasze małżeństwo wyraźnie zaznaczyło swoje ślady na jej ciele. Przez moment, zacząłem się zastanawiać, co takiego jej zrobiłem.
Czwartego dnia, kiedy ją unosiłem, poczułem przez chwilę ten błysk intymności pomiędzy kobietą a mężczyzną, niczym przed laty. Patrzyłem na kobietę, która poświęciła mi 10 lat swojego życia. Szóstego dnia zacząłem coraz bardziej komfortowo czuć się, mając jej ciało blisko siebie. Jakby zatracona intymność zaczęła powracać z otchłani zapomnienia. Nie powiedziałem o tym Jane. Z każdym dniem, robiłem to z coraz większą łatwością i swobodą. Być może była to jakaś forma ćwiczenia, przez co stawałem się silniejszy fizycznie.
Pewnego ranka, zobaczyłem ją, jak wybiera co na siebie włożyć. Wybierała z pośród wielu sukienek, ale nie mogła się zdecydować. W pewnym momencie westchnęła i powiedziała jakby do siebie: Wszystkie moje sukienki zrobiły się za duże. Zdałem sobie sprawę, że strasznie straciła na wadze, dlatego z taką łatwością nosiłem ją każdego dnia. W końcu to do mnie dotarło. Nosiła w sobie tyle żalu, smutku i bólu. Jakby podświadomie moja dłoń sięgnęła jej głowy.

W tym momencie wszedł nasz syn i powiedział: Tato, czas abyś zaniósł mamę do wyjścia. Dla niego widok ojca niosącego jego mamę do drzwi wyjściowych stał się nieodłącznym rytuałem dnia. Moja żona przyciągnęła go do siebie i mocno przytuliła. Odwróciłem głowę, bojąc się że moje emocję puszczą i zmienię decyzję. Wziąłem ją w ramiona i zszedłem z nią te 10 metrów pod drzwi wyjściowe naszego domu. Czułem jak jej dłoń oplata moją szyję. Trzymałem ją w ramionach pewnie ale nie za mocno. Nagle poczułem jakby czas się cofnął o 10 lat.
Ale jej wątła sylwetka mnie zasmuciła. Ostatniego dnia, kiedy trzymałem ją w ramionach, poczułem jak każdy krok stawiam z trudem. Nasz syn już dawno był w szkole. Trzymając ją tak w ramionach, spojrzałem na nią i powiedziałem, że zdziwiło mnie jak brak intymności pomiędzy kobietą a mężczyzną wpływa na ich związek. Pojechałem do biura. Wszystko działo się tak szybko. Wyskoczyłem z samochodu, nawet go nie zamykając, nie chciałem dopuścić do siebie żadnych wątpliwości. Wszedłem na górę. Jane otworzyła mi drzwi. Spojrzałem jej głęboko w oczy i jakby wiedziała, co za chwilę powiem. Powiedziałem jej, że jest mi bardzo przykro, ale nie chcę rozwodu. Spojrzała na mnie, niczym porażona. Dotknęła mnie, jakby sprawdzając czy nie mam temperatury. Wziąłem ją za dłoń i odsunąłem ją. Powtórzyłem, jak bardzo mi przykro i, że się nie rozwiodę. Dotarło do mnie, jak wiele poświęciła dla mnie żona, jak brak dotyku i intymności wpłynął na relację między nami i jak zaniedbałem nasze małżeństwo, kobietę, która była przy mnie przez 10 lat, dała mi na świat syna. I być może zrozumiałem to dopiero teraz nosząc ją przez ten miesiąc na rękach. Dlatego będę pracował nad sobą i naszym małżeństwem i zrobię wszystko co w moich siłach, aby nosić ją do końca naszych dni, tak jak sobie przyrzekliśmy przed ołtarzem, w dniu naszego ślubu. Jane jakby oprzytomniała i poczułem silny plask na swoim policzku. Zamknęła za mną drzwi i słyszałem jak płacze. Zszedłem na dół i odjechałem. Po drodze zatrzymałem się w kwiaciarni i zamówiłem bukiet kwiatów dla mojej żony. Sprzedawczyni zapytała mnie co ma widnieć na karteczce przy bukiecie? Uśmiechnąłem się i napisałem : „Będę Cię nosił w ramionach każdego ranka aż śmierć nas nie rozłączy”.

Tego dnia wróciłem szybciej do domu, trzymając bukiet w dłoni. Byłem strasznie szczęśliwy, czułem uśmiech na mojej twarzy. Wszystko nabrało zupełnie nowych, niesamowicie świeżych barw. Wbiegłem po schodach na górę. Leżała na łóżku. Nie ruszała się. Była martwa. Jak się okazało, moja żona chorowała na raka od wielu miesięcy. Walczyła z tą straszną chorobą, przegrywała, będąc w stadium termalnym. Byłem tak zajęty swoim życiem i Jane, że tego nie zauważyłem. Wiedziała, że jej czas się kończy, dlatego sprawiła mi swój ostatni dar. Chciała mi oszczędzić reakcji syna, jego poczucia winy względem mnie i naszych relacji w przyszłości. Wiedziała, że gdyby rozwód doszedł do skutku, nasz syn znienawidziłby mnie. Przynajmniej w oczach naszego syna, nadal byłem kochającym ojcem… do samego końca.
 

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Ozeszkurdetyjegomac!

Może faktycznie racją jest, że nie warto ufać nikomu, na nikogo liczyć, że nie watro być dobrym człowiekiem dla ludzi, nie warto.. Teraz jeśli chodzisz uśmiechnięty czy szczęśliwy, to osoby, które Ci zazdroszczą, zrobią wszystko by to popsuć..popsuć to cholerne szczęście, które i tak zaraz minie..Może lepiej chodzić niezadowolony, bo wtedy ludzie Ci współczują i mówią, "naprawdę mi przykro, co sie stało?", a myślą "dobrze jej tak, dobrze, ze nie ma lepiej niż ja"
Nie wyobrażam sobie, żeby kogoś okłamać, oszukać, skrzywdzić.. Nie wyobrażam sobie podle plotkować, być naprawdę złośliwym.. Nie jestem typem osób, którym sprawia przyjemność czyjeś nieszczęście, cieszenie się z czyiś problemów..
Jeżeli już rzeczywiście kogoś nie lubię to go omijam z daleka i nie powtarzam podłych plotek usłyszanych od Bóg wie kogo.. Nie potrafię zrozumień ludzi i ich zachowań, nie potrafię rozumieć jak można świadomie krzywdzić ludzi.. Jak można chcieć sprawiać komuś ból..



Siostrzyczka!

Ostatnio, a konkretnie w weekend robiłam zdjęcia z siostrą..:)


Weekend, jak ja lubię to słowo.Prawie trzy dni wolnego, ten piękny czas od piątku popołudnia do niedzielnej nocy. ^^



sobota, 8 czerwca 2013

Kiedy bylismy dziecmi..

Jak byłam mała myślałam, że "klucz do miasta" otwiera wszystkie drzwi w tym właśnie mieście. ^^
Dzieciństwo- najlepszy okres w życiu. Szkoda tylko, ze uświadamiamy sobie to po czasie.
Zawsze marzyłam o tym by tylko dorosnąć i wyrwać się z tego miejsca, by zdobyć świat, czekać na księcia z bajki, który zabierze mnie do wysokiej wieży i będzie obraniał przed smokami...wtedy wszystko było inne.
Kiedyś piliśmy soczki owocowe i bawiliśmy się w chowanego.Teraz zamiast tego jest wódka, a zabawa odbywa się w barach.Czasem myślę, że to jest niesprawiedliwe, ktoś bezczelnie zabiera nam nasze dzieciństwo. I nagle w lustrze widzimy kogoś obcego, kogoś, kogo boimy się poznać. Przestajemy ufać ludziom z obawy, że nas skrzywdzą i nie zaakceptują, ze spotkamy fałszywych przyjaciół. Kiedyś tak nie było..kiedyś wszystko wydawało się oczywiste, nie dostrzegaliśmy szarości, ufaliśmy innym, przyjaciele byli na całe życie.
Kiedyś wracaliśmy do domu od razu po zmroku, bo baliśmy się ciemności i tego co się tak czai . Dziś też się boimy, lecz inaczej, z innych powodów. Mamy innych potworów, największym jesteśmy my sami. Nie możemy uciec przed samym sobą, ale zawsze możemy się zmienić.
Kiedyś płakaliśmy, kochaliśmy, krzyczeliśmy głośno. Teraz boimy się okazywać nasze uczucia. Dusimy je w sobie, bo nie chcemy pokazywać swojej słabości.
Wszystko przemija, dlatego dobrze jest mieć koło siebie ramię przyjaciela, na którym zawsze możesz oprzeć głowę pełną zmartwień i burzliwych myśli :]


'-Cześć, jestem Piotrek.
-Cześć, a ja Asia.
-Zostaniesz moją dziewczyną?
-Pewnie.
Wzięli się za rączkę i pobiegli razem na huśtawkę. Bo w przedszkolu wszystko było łatwiejsze. ♥ '

piątek, 7 czerwca 2013

'Miedzy litera "R" a litera "U" jest najpiekniejszy czlowiek na swiecie.'

Spójrz w lustro.Co widzisz? Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się nad tym kogo w nim spostrzegasz? Czasem człowiek w nie patrzy i ma ochotę roztrzaskać szklaną powierzchnię, by się tego pozbyć, pozbyć się tej osoby, którą widzi, ale przecież to nie tak działa. Trzeba się zaakceptować takim, jakim się jest, mimo tych wszystkich błędów, które zdarzają Ci się popełnić i słów, które nie powinny wypłynąć z Twoich ust. Jest mnóstwo ludzi na świecie, którzy będą Cie krytykować, ale przecież jesteś od nich silniejszy. Bądź dumny z tego co robisz, dzielnie znoś każdą porażkę i przezwyciężaj każdy kompleks. I pamiętaj kim jesteś, aby nikt Ci nie wmówił jaki powinieneś być. Przez te wszystkie lata...widziałeś idealnego siebie ♥

środa, 5 czerwca 2013

South Blunt System ♥



Jakiś czas temu zakochałam się w coraz bardziej popularnej piosence zespołu South Blunt System- Miłość <3 Tak się 'zafascynowałam' ze słuchałam jej na okrągło ;)

wtorek, 4 czerwca 2013

"Kazdy z nas jest Aniolem z jednym skrzydlem...

...Jeśli chcemy pofrunąć, musimy się mocno objąć"
Mam tu na myśli bliską nam osobą, dziewczynę, chłopaka..przyjaciela ♥ Nie jest on tylko od miliony prześmianych godzin, ale też od tysięcy przepłakanych.. Bo kto inny wywoła uśmiech na twarzy w smutku? rozbawi do łez? To jest ktoś, kto ma podobny system wartości, ktoś kto potrafi słuchać. Mawiają nawet, ze "przyjaźń silniejsza i trwalsza niż miłość"..
Ale wydaje mi się czasem, że to tylko sztywne regułki, a życie wymyka nam się z wszelkich ram. A co jeśli wszystko nagle runęło? Wspólne przeżycia, smutki, radości..można by wiele na temat pisać.
Tak po prostu się rozleciało? To tak jak z drogim, pięknym wazonem, który od zawsze był pełen wody i cudnych kwiatów. A teraz leżący w kawałkach.. Może mam jeszcze nadzieje, ze da się go jeszcze skleić..
A jak to wcale nie była przyjaźń? Może przywiązanie, złuda? Skończyło się.. Ale pogodziłam się z tym..albo i nie, nie pogodziłam..Chyba nie do końca mogę w to jeszcze uwierzyć.
Bo co? zaledwie jeden dzień? Ot tak..Po prostu śmieszne.. a raczej tragiczne.

Hej!

Cześć. Nazywam się Karolina, mam 15 lat. Prowadzę bloga właściwie o wszystkim. Kocham swoich czytelników i szczerze? nie oczekuje żadnej sławny czy coś podobnego.. Muszę pisać. Może blog to dobry pomysł, zobaczę, przekonam się. Nie wiem jak długo to potrwa, może po tygodniu zrezygnuję, a może wciągnie mnie na dłużej. Jeszcze do niedawna nie wyobrażałam sobie pisania bloga, ale… wszystko się zmienia.
Witaj na moim blogu! ♥ :)